|
Oszustwo w biznesie, to coraz częściej występujące zjawisko. Manipulacja stała się strategią, także w branży finansowej.
Jeszcze nie tak dawno mówiło się: masz jak w banku. Obecnie nikogo nie dziwi, że klient w banku stracił. Same banki, nawet o światowej renomie, okazały się bankrutami, a wszystko przez pazerność, przez wymyślanie coraz bardziej ryzykownych instrumentów pochodnych, którymi handlowano niemal na całym świecie na niespotykaną dotąd skalę.
Teraz za wszystko płaci podatnik, nie ci, którzy doprowadzili do kryzysu. Banki centralne skupujące śmieciowe papiery rządowe, by przedłużyć byt niektórym politykom i za wszelką cenę przedłużać istnienie strefy euro, już dziś są jak wydmuszki. Mario Dragi, zwany włoskim drukarzem zapowiedział, że EBC będzie ratował euro „za wszelką cenę”. Jaka jest ta cena nie powiedział.
Wpływowi politycy strefy euro wzięli się także za regulację nadzoru nad bankami. Co do zasady jest to słuszna inicjatywa, ale przy tej okazji w wielu zapisach dyrektywy przemycono zapisy bardzo niekorzystne dla tych banków, które są w dobrej kondycji finansowej a należą do grupy kapitałowej, w której bank matka ma kłopoty z płynnością kapitału bądź straty.
Dyrektywa o konsolidacji nadzoru nad bankami prowadzącymi działalność w Europie nosi nazwę: „Dyrektywa ustanawiająca ramy prowadzenia działań naprawczych oraz restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji instytucji kredytowych i inwestycyjnych oraz zmieniająca dyrektywy Rady 77/91/EWG i 82/891/EWG, dyrektywy 2001/24/WE, 2002/47/WE, 2004/25/WE, 2005/56/WE, 2007/36/WE i 2011/35/UE oraz rozporządzenie (UE) nr 1093/2010”.
Zapowiedź konsolidacji nadzoru nad europejskimi grupami bankowymi znalazła się we wnioskach ze szczytu UE w końcu czerwca. Konsolidacja stanowi wstęp do powołania europejskiej unii bankowej.
Dyrektywa sprowadza się do przesunięcia nadzoru nad bankami na szczebel europejski przy jednoczesnym pozostawieniu odpowiedzialności finansowej po stronie rządu krajowego.
Dyrektywa ustanawia fundusz restrukturyzacyjny instytucji finansowo-kredytowych, na który mają się składać same banki. Dyrektywa przewiduje zatem, że w razie potrzeby źródłem finansowania restrukturyzacji staną się krajowe fundusze gwarancyjne, co w przypadku Polski oznacza Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG).
W Polsce, Bankowy Fundusz Gwarancyjny przygotowuje procedury uporządkowanej likwidacji banków z obawy o pogłębienie się kryzysu. Procedury umożliwią likwidację banku niewypłacalnego przez nadzorcę. BFG otworzył sobie jednocześnie otwartą linię kredytową w NBP, by w razie gwałtownego pogorszenia się sytuacji na rynku bankowym sprostać swym zobowiązaniom gwarancyjnym i depozytowym.
Najważniejszą nowością w dyrektywie jest to, że o restrukturyzacji i likwidacji banku decydować będą organy nadzorcze kraju macierzystego dla danej grupy bankowej, a nie jak dotychczas organy krajowe państwa goszczącego bank-córkę. Krótko mówiąc, zagraniczna grupa bankowa narobi długów np. we Włoszech, ale będzie mogła je zlikwidować kosztem swojego banku w Polsce i polskich depozytów.
Rozdział III dyrektywy pt. Wsparcie finansowe w ramach grupy w art. 16-22 ustala procedurę wsparcia podupadłego banku przez firmy powiązane, ustala zasady przenoszenia aktywów pomiędzy podmiotami powiązanymi z grupą w okresie trudności finansowych. Wszystko ma się odbyć na zasadach wynikających z zawartej umowy pomiędzy stronami. Jeden z artykułów mówi o tym, że:
Państwa członkowskie dopilnują, by wszelkie prawa, roszczenia lub działania wynikające z umowy mogły być wykonywane wyłącznie przez strony umowy, z wyłączeniem osób trzecich.
Rodzi się pytanie, co będzie miał do powiedzenia bank wspierający finansowo swojego inwestora strategicznego, skoro zatwierdzenie proponowanej umowy ma się odbyć w wyniku głosowania przez akcjonariuszy (art. 18 dyrektywy)? Co w przypadku niedotrzymania warunków umowy przez podmiot dominujący, który był pożyczkobiorcą? Tutaj nic nie będzie miał do gadania rząd reprezentujący państwo, którego bank będzie pokrzywdzony. A przecież bankowość jest kręgosłupem gospodarki, osłabienie kondycji bankowości ma ogromny potencjał destrukcyjny dla całej gospodarki.
Jeśli w trudnej sytuacji znalazłby się bank „polski” i polski nadzór nie zgodzi się na likwidację banku należącego do zagranicznej grupy, wiążącą decyzję w tej sprawie podejmie Europejski Urząd Nadzoru Bankowego, którego kompetencje zostaną w tym celu rozszerzone.
Obecnie: długi za granicą a i decyzja o likwidacji banku krajowego też za granicą, natomiast odpowiedzialność finansowa i skutki złych decyzji zostają w kraju. Powyższe dotyczy wszystkich krajów UE, zwłaszcza nowych we Wspólnocie, które podobnie jak Polska sprzedały swoje banki na rzecz zagranicznego kapitału.
Dyrektywa jest bardzo korzystna dla krajów takich jak Niemcy, Włochy, Francja czy Hiszpania, posiadających własne silne grupy bankowe czerpiące zyski z krajów Europy środkowo – wschodniej.
W Polsce 70% sektora bankowego jest w rękach inwestorów zagranicznych. Po wejściu w życie dyrektywy w proponowanym obecnie kształcie, utracimy kontrolę nad bankami działającymi w Polsce, a wraz z tym wpływ na 70% pieniędzy należących do polskich obywateli i przedsiębiorstw.
KNF w ramach obowiązującego prawa, jak widać na tle nadzorów innych państw, działa poprawnie – w Polsce żaden bank nie spełnił standardów europejskich z złym słowa tego znaczeniu. Uprawnienia KNF są duże, może on nawet cofnąć licencję bankową, aby nie dopuścić do wyprowadzenia aktywów z kraju, oraz nakazać właścicielom zbycie akcji. Po przyjęciu dyrektywy te środki obronne znikną.
Kłopoty banku-matki będą automatycznie kłopotami banku-córki. Nieprzypadkowo zatem największymi entuzjastami dyrektywy są Włosi i Hiszpanie, Portugalczycy, dla których jest ona szansą na umiędzynarodowienie problemów własnych banków. Generalnie kraje UE, w których dominuje krajowy sektor bankowy, opowiadają się za dyrektywą, a pozostałe są przeciwko.
Komisja Europejska nawet nie ukrywa, że dyrektywę forsuje po to, aby ratować banki ze starej UE. W komunikacie z 30 maja KE określiła ją jako „krok w stronę pełnej unii gospodarczej i walutowej”. Obecnie dyrektywa jest opiniowana przez parlamenty i rządy krajów członkowskich.
Rząd PO – PSL w projekcie stanowiska negocjacyjnego co do zasady zgadza się na konsolidację nadzorów bankowych i opracowanie kontrolowanego mechanizmu upadłości banków. Zastrzeżenia budzi jednak przyjęty model nadzoru.
Przedstawiciel Ministerstwa Finansów, p. Jacek Dominik twierdzi, że zasoby BFG mogą w tej sytuacji być narażone na wytransferowanie przez bankowy system naczyń połączonych. Nie możemy się zgodzić, aby w sytuacji, gdy nadzór w kraju ościennym spowoduje problemy w polskim sektorze bankowym, depozyty wypłacała Polska. Należy połączyć odpowiedzialność finansową z możliwością skutecznego nadzoru zastrzegł Dominik w wypowiedzi do prasy.
Sejmowa Komisja ds. Unii Europejskiej, opiniując dyrektywę w imieniu Sejmu RP, na posiedzeniu 26 lipca, podzieliła zastrzeżenia rządu, ale samej dyrektywy nie zakwestionowała.
Wśród ubocznych skutków przyjęcia dyrektywy eksperci wymieniają: ograniczenie akcji kredytowej zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej, spadek poziomu inwestycji, spadek wzrostu PKB – i to jest wersja optymistyczna. Pesymiści wróżą wyssanie polskiego kapitału zgromadzonego przez ciułaczy do banków zachodnich.
FECEC przesyłając kolejne informacje do „Dialog 2005” informuje, że sprzeciw krajów Europy środkowo – wschodniej jest słaby. Jedynie Czechy i Węgry już zgłosiły konkretne zastrzeżenia, pozostałe kraje słabo walczą o swoje interesy i najprawdopodobniej kraje starej Unii przepchną dyrektywę. Procedura przyjęcia w Radzie odbywa się zwykłą większością głosów na podstawie traktatu z Lizbony. Jedynym sposobem byłaby wspólna strategia państw, dla których dyrektywa stanowi zagrożenie. Ustalenie jednolitych zasad sprawowania nadzoru nad bankami i instytucjami finansowymi, z zasady słuszne, zostało rozszerzone o sprawowanie nadzoru nad „kasą” w tych bankach, w których jeszcze kasa została.
Jan Vincent-Rostowski (vel Jacek Rostowski), polski minister finansów publicznie oświadczył, że jak na razie Polska nie wejdzie do unii bankowej. Cieszymy się z tej decyzji, martwi nas jednak stwierdzenie „jak na razie”.
„Dialog 2005” przygotowuje wystąpienie w tej sprawie do FECEC.