Jak Islandia wyszła z kryzysu

W 2008 r., w efekcie załamania sektora bankowego Islandia de facto zbankrutowała, ale już jest na prostej.

Trzy islandzkie prywatne banki, Glittnir, Kauphing i Landsbanki oferowały depozyty o bardzo atrakcyjnym oprocentowaniu. Skończyło się to bankructwem całego kraju. Rząd znacjonalizował banki i przystąpił do negocjacji warunków spłaty wierzytelności obywateli Wielkiej Brytanii i Holandii, z tytułu inwestycji w Islandii. Islandczycy sprzeciwili się tym planom. Rząd upadł, prezydent Ólafur Ragnar Grimsson zawetował ustawę nakładającą nowe obciążenia fiskalne na obywateli w celu realizacji zobowiązań zagranicznych i rozpisał referendum, w którym aż 93% głosujących wypowiedziało się przeciwko spłacie zagranicznych zobowiązań zaciągniętych przez prywatne banki przed wybuchem kryzysu.

Odbyły się przedterminowe wybory, po których nowy parlament przyjął ustawę, która zagwarantowała zobowiązania banków jedynie wobec islandzkich firm i osób prywatnych. Długi zagraniczne obciążyły więc akcjonariuszy banków, a nie podatników! Niektórzy politycy zostali w wyniku procesów sądowych osądzeni za zaniedbania obowiązków, w tym były premier, Geir Harde.

Pod koniec 2010 roku udało się Islandczykom powstrzymać zarówno wzrost bezrobocia, jak i spadek PKB. Tania korona spowodowała, że islandzkie towary stały się bardziej konkurencyjne, zaś kraj uchodzący wcześniej za bardzo drogi stał się atrakcyjniejszy dla turystów. Bezrobocie spadło już poniżej 5% (jest niższe niż w niemal wszystkich krajach Unii). Według prognoz w 2012 roku tempo wzrostu PKB wyniesie prawie 3% (średnia w strefie euro -0,3%). Deficyt budżetowy -2,3%. Grecja nie poszła śladem Islandii, bo ma euro a nie koronę i bardzo spolegliwych polityków wobec UE. Swoją drogą, w Europie Lenin wiecznie żywy, albowiem to on mówił o przewadze polityki nad gospodarką.